MA-66Prolog
txt: V2

Niebo Wenus dawno już pogrążyło się w zmroku. Czas odpoczynku - cisza i spokój. I nawet niecodzienne zgrupowanie wojska w górach na drodze pomiędzy Diphlodią a Południowym Lobe sprawiało raczej wrażenie pikniku niż sytuacji awaryjnej. Kapitan Barris, dowódca oddziału, siedząc w fotelu i rozprawiając z oficerami nie sprawiał wrażenia człowieka przytłoczonego ogromem trosk. Złudzenie! W jego duszy szalała burza. "To mój tyłek jest pierwszy do skopania za ucieczkę tych M66. Nie mogę pozwolić na to, żeby ktoś mnie wyręczył w złapaniu pozostałych." 
- Czy wszystko gotowe doktorze Matthew? 
Zapytany, chudy siwy staruszek stojący przy panelu machiny o kształcie sporej skrzyni, zwrócił ku niemu twarz natchnionego naukowca, który właśnie deklaruje swoje credo.
- Kiedy tylko pan sobie zażyczy - odpowiedział. - Teraz wam pokażę, dlaczego pancerze wspomagane wkrótce odejdą do lamusa.
- Doktorze - przerwał mu dowódca.
- Co znowu? - spytał z lekka poirytowany Matthew.
- Czy musimy je niszczyć? Są warte 1,2 miliona każda.
- Wyluzuj, to przecież tylko roboty - uśmiechnął się konstruktor. - Pozwól, że wyjaśnię: Kiedy Marionette-66 otrzyma rozkaz ataku, atakuje wszystko co się rusza, powyżej pewnej wielkości, a także każdy metaliczny obiekt z źródłem ciepła powyżej pewnego poziomu. Kiedy otrzyma rozkaz powrotu, wraca do swego łóżka - macierzystego konteneru, z którego startuje. Dopóki nie wróci, walczy, tak jak wymaga tego program. I nie reaguje na żadne inne komendy. Po prostu walczy. A "łóżka" tych MA-66 przepadły razem z tym cholernym transporterem. Teraz są jak osy bez gniazda, do którego mogłyby wrócić. I nie ma mowy o tym, żeby je powstrzymać w jakikolwiek inny sposób. Można je tylko zniszczyć.
- Co za strata... - mruknął ponuro Barris.
- Dowódco, to tylko narzędzia! - wesoło skomentował Matthew.
- Tak samo jak żywi żołnierze - odciął się kapitan. Jego uwagę odwrócił zbliżający się żołnierz.
- Dowódco, właśnie minęły nasze czujki - zameldował.
- Dobrze. Cofnijcie wszystkich o 50 metrów. Wszystko w twoich rękach doktorku!
- Ha ha ha! - naukowiec zaśmiał się gromko. - Nareszcie okazja do walki dla mojej słodkiej małej MA-77. Jak dobrze!
Na jaskrawo oświetlonym placu pozostało jedynie metalowe pudło, najwidoczniej przedmiot zachwytu doktora. Zapanowała cisza. Tym razem nie spokojna cisza letniej nocy, ale cisza przed burzą. Żołnierze przy karabinach, operatorzy mecha, oficerowie - wszyscy czekali z niepokojem. Tylko twarz doktora jaśniała pewnością. Na przeciwległym skraju oświetlonej przestrzeni coś zaczęło się ruszać.
- Są - szepnął ktoś podekscytowanym głosem. Z mroku wyłoniły się zgrabne sylwetki dwóch Marionette-66, robotów bojowych, które utraciwszy "łóżka" wymknęły się spod kontroli. I gdyby nie karabiny trzymane w dłoniach, nikt by nie pomyślał, jakie groźne umiejętności drzemią za kobiecymi kształtami. Ostrożnie rozglądając się, wolno posuwały się naprzód. Nagle rozległ się zgrzyt. W skrzyni doktora zaczęły otwierać się dotychczas mało widoczne drzwi. Z pół otwartych wrót wychynęły mechaniczne manipulatory i rozchyliły je na oścież. Oczom zebranych ukazał się robot, z grubsza przypominający M66, ale...
- "Coś tu jest nie tak" - zastanawiał się kapitan. Robot opuścił klatkę. Różnica w budowie ujawniła się od razu.
- Ah tak, jest dużo bardziej płaska! Co by nie mówić, M66 mają całkiem ładny biust!
- Nie o to chodzi kretynie! - wściekł się doktor Matthew. - Nie widzisz, że ma sześć rąk?!
- A, to też - zreflektował się Barris. - Jesteś pewny, że twój robot nie potrzebuje wsparcia? - zapytał.
- Ile razy mam ci powtarzać? Wyluzuj i szykuj się, żeby obejrzeć to wszystko na wideo - odparł dumny konstruktor. Następnie wydarzenia potoczyły się szybko. Zbyt szybko, aby ludzkie oko mogło wszystkie zarejestrować. M77 wystrzeliła w kierunku oponentów pocisk z wyrzutni w ręce. Zdezorientowane wybuchem M66 zorientowały się, że wróg jest już przy nich o wiele za późno, żeby użyć broni. Wywiązała się nierówna walka. Nierówna, bo ramiona nowego konstruktu doktora poruszały się zupełnie niezależnie, w sposób niepojęty dla człowieka, jednocześnie idealnie ze sobą współpracując. Żołnierze patrzyli oczarowani. Matthew radośnie pogwizdywał. Kierowca wojskowego jeepa spokojnie oglądał jedną z mang sławnego Hentai Freaka. Osobista sekretarka kapitana i jego adiutant oddawali się namiętnie fizycznemu zbliżeniu, jako że nerwowa atmosfera w obojgu wyzwoliła gorące instynkty. Walka Marionette wyglądała jak balet, idealnie zgrane przedstawienie. MA-77 w walce z dwoma MA-66 Każdemu ruchowi towarzyszył kontrruch. Ataki, uniki, ciosy, blokady powtarzały się po sobie w zadziwiających kombinacjach nie dając widzom chwili odpoczynku. Po chwili M77 zaczęła wyraźnie górować nad przeciwnikami. Swymi sześcioma manipulatorami przytrzymała oba roboty, po czym jednemu z nich zaaplikowała badanie jamy ciała od środka, kończąc diagnozę strzałem. Kwestią sekund było unieszkodliwienie drugiego. Kapitana Barrisa opanowało rozkoszne poczucie oddalonego niebezpieczeństwa. Matthew był wniebowzięty. Szofer jeepa także. Sekretarka i adiutant...
- Teraz!!! - krzyknęła sekretarka spazmatycznie łapiąc oddech. Głowy wszystkich odwróciły się w ich stronę. Także głowa M77. Wykorzystała to M66 i kiedy obojgiem kochanków trzęsły jeszcze gwałtowne dreszcze, potężnym kopniakiem uwolniła się od żelaznego uścisku ciemiężcy i pięknym skokiem rzuciła się w stronę porzuconego karabinu. Jak zabawnie wyglądał sześcioręki robot uciekający przed kulami. Ale lepsza technologia dała znać o sobie. Praktycznie nie zmieniając prędkości, wspaniałym susem M77 rzuciła się do kontrataku. Natarcie z powietrza okazało się skuteczne. Wolniejsza M66 straciła głowę (dosłownie), a ostatni nerwowy impuls spowodował skurcz wskazującego palca prawej ręki. I mimo, że w ułamek sekundy później następny cios oderwał tą rękę, karabin zdążył wystrzelić. Radość z wygranej wśród żołnierzy byłaby ogromna, gdyby nie eksplozja, której centrum okazało się...
MA-77 i MA-66 - po walce - Łóżko!!! - krzyknęli jednym głosem kapitan i doktor. Metalowa skrzynia stała w płomieniach i jej strzępy ciągle latały wokół. Marionette-77 znieruchomiała nad ciałem przeciwnika.
- Doktorze, jak możemy to zatrzymać?! - zdenerwowanym głosem zapytał Barris.
- Przecież już ci mówiłem! - ryknął wściekły Matthew. - Nie możemy!!! K...a, tak ciężko pracowałem nad tą M77. Już nigdy nie stworzę nic tak perfekcyjnego.
Oficer już tego nie słuchał.
- Murdock, zdejmijcie tego robota! - rozkazał.
Pełen najlepszych chęci Murdock zdążył tylko poruszyć mecha. Potem (tak jak M66) stracił głowę. Podobnie jak kilku innych strzelających żołnierzy. I kierowca jeepa, który spanikowany ruszył samochodem.
- Nie ruszajcie się! Jeśli będziecie stać spokojnie, nie weźmie was za cel! - ostrzegł doktor.
Robot zniknął. Oddalił się z oszałamiającą szybkością w kierunku Diphlodii.
- Szefie, zniknął nam z radarów! - zameldował po chwili żołnierz.
- Ja pierdolę! Czy może stać się coś jeszcze gorszego? Ale najpierw zajebię was osobiście - zwrócił się do adiutanta i sekretarki.
- Zdejmuj spodnie - ton głosu zmroził wszystkich.
- Ale kapitanie... - zaczęła się jąkać podwładna.
- Nie do ciebie mówię! - przerwał jej brutalnie. - Zdejmuj spodnie! - zwrócił się do adiutanta i zaczął rozpinać rozporek. Adiutant usiłował zachować spokój.
Matthew-sensei - Niech pan nie pogarsza swojej sytuacji kapitanie - powiedział.
- Pogarsza? - z jadem w głosie rzucił Barris. - Myślisz, że dla mnie skończy się to na zwykłym sądzie wojskowym?
- Nie żartuj! - skomentował Matthew. - Bardziej prawdopodobny wydaje się pluton egzekucyjny.
Milczał przez chwilę, zadławiony ogromem negatywnych uczuć. W chwilach pomiędzy rozpaczą i gniewem zerkał pożądliwie na półnagą sekretarkę.
- Cholera! - wybuchł. - Gdybyście durnie nie żałowali kasy, zbudowałbym wam MA-88. Ona nie potrzebowałaby "łóżka"! Teraz na to za późno! Jesteś zadowolony!?
Noc zakrywa wstyd, zbrodnię, karę i szpetotę świata. Jak powiedział kiedyś filozof: "Kiedy huczą armaty, nie czas na prokreację".

Wszystkie ilustracje - (c) Masamune Shirow